poniedziałek, 31 marca 2014

Łza końcowa.





Jaśmina
Tyle chwil, które w nas są - one rodzą ból.

Ile marnych myśli może przepłynąć w tej chwili przez jej umysł? Ile rozpaczliwych zagwozdek przedrze się przez jej świadomość, zanim woda całkowicie odbierze jej oddech? Ile to będzie trwać?
Sekunda. Boli.
Druga sekunda. Boli.
Trzecia sekunda. Boli.
Nie wierzga nogami, nie próbuje łapczywie zatrzymać tlenu przy sobie, nie walczy o życie. Przestała walczyć jakiś miesiąc temu.
Ile sekund będzie trwać koniec tego wszystkiego?
Ile jeszcze będzie musiała dławić się wodą? Woda jest wszędzie. Otumania mózg, z każdą chwilą coraz bardziej niszcząc jej organizm. Jej ciało już powoli skłania się ku niekontrolowanemu dryfowaniu, a ostatnie pomruki świadomości gasną. Czuje tylko lekkie szarpnięcie w okolicach serca i wszystko ginie. Zapada kurtyna, tak cholernie drażliwa i przejmująca. Czy to już koniec?

Mimo słońca, ulice zaczęły moknąć.


Facundo

Wszystko się zatrzymało. Mój mózg się zatrzymał. Może to świat się skończył? A przynajmniej mój świat.

Nie potrafił racjonalnie myśleć. Stał na tym pieprzonym moście i widział jej sylwetkę spadającą w otchłań wody. Nie potrafił hamować swoich emocji. Zmusił wszystkie swoje mięśnie do ruchu. Nie wiedział nawet kiedy znalazł się przy wodzie. Cały jego umysł był skoncentrowany na jednym. Nie myślał, nie pozwalał dopuścić  do siebie żadnej złej myśli. Musiał ją uratować.
Woda była niczym czarny wir, niesamowicie chłodna i okropnie zdradliwa. Zanurzył się w niej, modląc się by ją znaleźć. Było przenikliwie ciemno, a szum wody w uszach zagłuszał wszystko. Każdą myśl, każde złe przeczucie... Na wyczucie błądził dłońmi po ciemnej toni. Zaczynało mu brakować oddechu i już miał wynurzyć się na powierzchnię, kiedy dotknął ciała. Jej ciała. Jej talii. Dziękując Bogu za wyrobione mięśnie sprawnie pochwycił jej wątłe ciało i równie szybko wypłynął z wody.
Próbował ją reanimować. Uciskał jej zimną i mokrą klatkę piersiową, którą niegdyś tulił do siebie. Wpuszczał oddech do ust, które jeszcze niedawno całował. Ze łzami na policzkach i urywanym oddechem powtarzał te czynności wydawać by się mogło milion razy. Nie mógł patrzeć na jej zamknięte oczy, bladą, pokrytą sinymi plamami twarz. Nie mógł dotykać jej ciała pozbawionego życia. Opadł na kolana i zakrył twarz dłońmi. Z jego gardła wydarł się najbardziej rozpaczliwy krzyk, jaki mógł przeszyć tą nadzwyczaj spokojną noc. Zupełnie otępiał, słysząc tuż za sobą wycie karetki. Nie słyszał tych ludzi gromadzących się obok nich. Nie chciał ich słyszeć. Nie widział ich, jego oczy pokrywała zamglona zasłona łez rozpaczy. Chciał odejść, chciał oddać swoje życie za nią. To jego wina, to wszystko stało się z jego winy. Jego głupota ją zabiła. Jego głupi wybryk zaprowadził ją do grobu. Nie mógł znieść tego uczucia. Nigdy nie zniesie. Czas nie goi ran. On tylko przyzwyczaja do bólu. A ból z pewnością stanie się nieodłączną częścią jego życia... Dopóki sam nie odejdzie...
Szpital. Podniesiony na nogi cały personel, on w stanie całkowicie nieobecnym. Zupełnie odciął się od otaczającego cię horroru. Nie potrafił w to uwierzyć. Nie przyjmował do siebie wiadomości, że może jej już nie być. Nigdy jej nie zobaczy? Niemożliwe. Nigdy nie usłyszy jej głosu? Bzdura...
- Ona musi żyć, ona musi żyć! Proszę mi powiedzieć, że ona żyje. - dosłownie dopada jakąś kobietę w białym fartuchu, która wyszła z sali. Widząc jej zaszklone oczy poczuł, że spada. Poczuł, jak świat się wali na jego oczach.
- Proszę się z nią pożegnać... Jest z nami tylko podświadomie... - zamiera, słysząc jej słowa. Jak gdyby do niego nie dotarły, wciąż tam stoi, wpatrując się z niedowierzaniem w lekarza. - Proszę iść, ma pan naprawdę mało czasu. - niemalże wpycha go do miejsca jego śmierci psychicznej.
Siada na krześle obok łóżka, na którym ją położono. Na twarz wciąż opadają jej mokre kosmyki. Wygląda tak spokojnie... To doprowadza go do szału. Łapie jej zimną dłoń i przykłada do ust. Składa na niej milion pocałunków i tysiąc mokrych śladów łez. Wpatruje się w jej nieruchomą twarz, czekając na cud. Ale cudów nie ma. Powinien już dawno się z tym pogodzić...
Jego serce staje na ułamek sekundy, kiedy jej oczy się otwierają. Nie zdążył jednak wykonać żadnego ruchu. Zaraz jej powieki na nowo się zamykają, a z kącika oka ulatuje jedna, pojedyncza łza... A salę wypełnia odbierający oddech w piersi przenikliwy pisk maszyny podtrzymującej życie...

 Świat gaśnie.
 

Miesiąc później.

Nicolas

Który to już raz, kiedy siedzi na tym ponurym cmentarzu? Który to już raz, kiedy analizuje każdy cal jej... grobu? Dobijające, przenikliwie bolące uczucie. W dłoni trzyma pognieciony zwitek papieru, na którym malują się słowa, wykaligrafowane jej pismem. Praktycznie zna je na pamięć, ale ciągle błądzi po nich wzrokiem, jak gdyby oczekując, że odnajdzie tu coś nowego.

Drogi Nicolasie,
wiem, że kiedy to przeczytasz nie będzie już tak, jak kiedyś. Chciałabym  przeprosić cię za to, że zabrałam te kilkadziesiąt dni twojego życia. Za to, że nie potrafiłam odwzajemnić twojego uczucia. Tak bardzo zależy mi, by napisać tutaj tyle słów, tyle uczuć przelanych na papier, ale nie potrafię się wysłowić. Mnie już nie ma, ale ty masz być szczęśliwy, masz pokochać jakąś piękną dziewczynę, która da ci najwspanialszy prezent na świecie - swoją miłość. Masz zdobywać sukcesy w twoim ukochanym sporcie, cieszyć się życiem. Potem będziesz siedział w ogródku ze swoimi małymi kopiami - pociechami, którym opowiesz historię każdego ze swoich medali. Nicolasie, bądź szczęśliwy. Nie rozpatruj przeszłości, ja byłam tylko jej zamglonym widmem. Pamiętaj, nigdy się nie poddawaj. Walcz o to, co kochasz. Zapomnij o mnie. Zacznij myśleć o swoim powodzeniu. Jestem pewna, że dasz sobie radę. Zawsze będę cię wspierać, mimo, że już nie na Ziemi.
Jaśmina

Ile razy by tych słów nie czytał, tak samo za każdym razem wywołują u niego silne emocje. Nie ma granic, nie ma przeszkód. Jest tylko on i jego niewyobrażalny ból...
A wyznacznikiem mijającego czasu są spływające łzy po jego policzkach...

Świat moknie deszczem łez.


Facundo

Siedzi w swoim mieszkaniu, a w dłoniach trzyma kwadratowe pudełeczko. Otwiera je i wyciąga kilkaset wywołanych zdjęć. Na każdym są oni, na każdym jest ona. Przegląda każde z osobna, uśmiechając się przez łzy na widok jej roześmianej twarzy. Natrafia na zdjęcie z jakiegoś meczu, zrobione przez wścibskiego fotografa, na którym ich usta łączą się w pocałunku. Milion wspomnień, tak bolesnych w obecnej chwili. Jego wzrok przykuwa biały papier w towarzystwie zdjęć. Wyciąga go, a jego serce zalewa nowa fala smutku i żałoby. List. List pożegnalny od niej...

Drogi Facundo,
ty jedyny wiesz, jak bardzo cię kochałam. Przeżyliśmy razem wspaniałe chwile. Mam nadzieję, że dobrze je wspominasz. Chciałabym ci podziękować. Za to, że dałeś mi najcudowniejszy prezent - miłość. Nie wszystko się potoczyło tak, jak chciałam. Dużo się zmieniło w późniejszym czasie, ale nie chcę cię teraz winić. Jak wspomniałam, DZIĘKUJĘ. Pokazałeś mi, jak wielkim uczuciem jest miłość do drugiej osoby. Udowodniłeś mi, ile to można zrobić dla ukochanego. Oddałabym wszystko, żeby właśnie teraz było tak, jak kiedyś. Ale nie będzie. Już cię nie winię. Teraz jedynie pragnę by ktoś wypełnił w stu procentach tą lukę po mnie. Bądź szczęśliwy Facundo, tego ci życzę. Nie zmieniaj się, a kobietę kochaj całym sercem i nigdy jej nie zostawiaj. Choćbyś nie wiem jak zawinił, walcz o nią. Walcz o szczęście! Jesteś  wart tego, by godnie żyć. Może już u twojego boku mnie nie będzie, ale wierzę, że w końcu zaznasz tego, czego oczekujesz od życia. Kocham cię, pamiętaj, że nigdy nie przestałam. Nie bój się, życie stoi przed tobą otworem. Pamiętaj, że ja zawsze z tobą będę. Już nie cieleśnie, ale będę.
Kocham cię.
Jaśmina.

Rzuca zdjęciami w kąt, a sam wije się z rozpaczy. Bije dłońmi w podłogę, a jego krzyk miesza się z łzami. Mija długi czas, zanim z powrotem wraca do pozycji siedzącej i ponownie spogląda na jej pismo. Kartka papieru, jaką niegdyś dotykała jej ciepła ręka.
Nigdy nie dopuści do siebie myśli, że jej już nie ma...
A tusz pokrywa milion smutnych łez...
Świat się zatrzymuje.




Koniec.
Historia Jaśminy, Facundo i Nicolasa dobiła końca.
Ja - ze swojej strony chciałabym po pierwsze przeprosić. Za te ciągłe opóźnienia, słabe rozdziały i niedomówienia. Przepraszam całym serduszkiem.
Chciałabym również podziękować. W szczególności wingspiker, Zuzie, Patrycji, 
czy wszystkim innym, którzy byli ,czytali i komentowali. 
Strasznie się cieszę, że was mam i przesyłam milion wirtualnych uścisków dla każdego, kto tu zawitał! <3
Jak widzicie, nie skończyło się dobrze.
Dlatego pamiętajcie: śpieszcie się kochać ludzi.

Z mojej strony to już tyle, mogłabym tu napisać tysiąc marnych słów, ale uznałam, że należy wam się ogromne DZIĘKUJĘ, które wyraża całą moją wirtualną miłość do was:)
Liczę na to, że każdy, kto był, kto czytał, napisze mi tu chociaż słówko w komentarzu.
MILION SERDUSZEK! <3
Wasza Joan.

A kto chce się skontaktować: ask.fm 

niedziela, 16 marca 2014

Łza piąta.

Życie bywa przewrotne. Życie jest jedną wielką mieszanką uczuć, emocji. Każdy dzień obfituje w nowe doznania, kolejne lekcje. W jednej chwili napawa cię szczęściem, a drugiego siarczyście cię policzkuje. Nie ma zahamowań, nie ma sumienia. Działa bez współczucia, daje fałszywą nadzieję i małymi kroczkami wpycha cię w wykopany przezeń dół, dwa metry pod ziemią. Przykre, prawda?
Nie wiodło jej się. Wciąż coś się sypało, ciągle coś sprawiało jej ból. Nie mogła, nie chciała i nie potrafiła żyć z kimś innym. Nicolas dał jej zbyt wielką cząstkę siebie. Nie była w stanie jej przyjąć, wieczna blokada oplatała jej serce. Nie potrafiła przestać wyobrażać sobie, że on jest kimś innym. Ktoś może powiedzieć, że zwariowała, postradała rozum. Przecież nie można tak kogoś kochać, przecież to musi minąć!
Nie minęło. Nigdy nie minie. Każda sekunda, minuta, dobijały ją jeszcze bardziej. Wylała hektolitry łez i krwi. Ból przesiąknął ją doszczętnie, jednocześnie wyniszczając od środka.

Twoje pożegnania zostawiły mnie z oczami, które płaczą
Jak mogę kontynuować bez ciebie?

Wziąłeś tę część, która kiedyś była moim sercem
Więc czemu nie - czemu nie bierzesz mnie całej?

Zimny parapet był jej azylem od wszystkiego, jedynym miejscem, w którym nie oszukiwała samej siebie. Nikt nie zliczy, ile kapiących żalem myśli uleciało z jej głowy. Tylko tutaj spoglądała prawdzie w oczy, analizując sytuację. Kochała Facundo. Tego od lat nic nie zmieniło. Zbyt mocno się do niego przywiązała, za bardzo go pokochała. Być może uzależniła się od jego obecności, a teraz, będąc na "odwyku" cierpiała katusze. Może to tak wygląda? Nicolas zrobił dla niej bardzo dużo. Przez niezliczone godziny był przy niej i starał się jakkolwiek pomóc. Pomógł. Ale ona nie mogła mu podziękować w sposób, w jaki chciał. On do niej coś poczuł. Kolejna rzecz, z którą nie mogła sobie poradzić. Pocałowali się, tamtego cholernego dnia. Przez jedną chwilę, jeden ułamek sekundy myślała, że ją też to ruszyło. Ale kolejne dni z chęcią przypomniały jej jaka jest prawda. Nie czuła nic do niego, poza przyjaźnią. Nie mogła wykrzesać z siebie żadnego większego uczucia, na jakie on zasługiwał. Czuła to, czuła całą sobą, że go rani. Rani jego uczucia, emocje, których ona nigdy nie będzie w stanie mu dać. Została zraniona, by ranić innych. Błędne koło. Ile jeszcze będzie musiała zadać bólu sobie i innym, by w końcu stąd odejść? By w końcu przestać czuć?

W końcu następuje meritum sprawy. Uznała, że zbyt długo rani innych, zbyt długo żyje-cierpiąc. Skorzystała z tego, że zaszyła się we własnym lokum. Wzięła do ręki dwie kartki papieru i długopis. Napisała dwa listy, spisując w nich wszystko, co przyszło jej na myśl, co podsunęło jej serce.
Było jej dziwnie lekko na sercu, kiedy kartki zapełniły się jej emocjami. Wyrzuciła to z siebie. 

Wyszła z mieszkania. Wiedziała, gdzie obaj mieszkają i tam też skierowała swoje kroki. Wrzuciła listy w kopertach do skrzynki i czym prędzej stamtąd uciekła.

Była nadzwyczaj spokojna, idąc w kierunku pamiętnego miejsca. Wiedziała, że to musi się skończyć.
Musiała skończyć ze sobą.

- Jaśmina? - niemal zachłysnęła się powietrzem, kiedy usłyszała za sobą własne imię. Jego głos. Odwróciła się i z niedowierzaniem spojrzała na pytającego.
- Co ty tutaj robisz? - wyszeptała, czując dreszcz na plecach. Czy naprawdę musiał dziś stanąć na jej drodze? Facundo. Pieprzony Facundo. 
- Biegałem. Jaśmino... - zaczął, patrząc na nią błagalnie. Pokręciła głową.
- Nie. Nie, nie, nie. Nic nie mów. Zostaw mnie. - wycofuje się i odwraca. - Zostaw mnie! - krzyczy, kiedy czuje na plecach jego dotyk. Zdecydowanie przyśpiesza, w biegu ocierając palące łzy. Naprawdę? Naprawdę chce teraz z nią rozmawiać? Po tym wszystkim?!


Serce, które naprawdę kocha,
nigdy nie zapomina. 
Nigdy.

Chciała być szczęśliwa. Chciała mieć go obok siebie, chciała z nim wziąć ślub, mieć gromadkę dzieci, wieść szczęśliwe, spokojne życie. Kochała go. Kocha.
Łzy. Strach. Samotność. Depresja. BÓL.
Przychodzi taki moment, gdy wszystko przytłacza, wszystko paraliżuje. To właśnie ta chwila.
Stoi w tym samym miejscu, co przeszło półtorej miesiąca temu, woda wciąż jest wzburzona. Wciąż jest czarną otchłanią. Wciąż na ciebie czeka.
- Chciałam być mocna, a byłam nikim... - szepcze, wpatrując się w wodną toń. Tęsknię za tobą, ale gorsze jest to, że ty za mną nie. Każdy oddech boli ją, jakby w krtani miała nóż.
Spieprzyła. Spieprzyła wszystko, całe życie. Nie ma już na to rady. Nie ma wyjścia.
Widzi, jak czyjaś sylwetka coraz szybciej zbliża się ku temu parszywemu mostowi. Szybko odwraca wzrok ku wodzie.
Teraz, albo nigdy. Raz, na zawsze. Żegnajcie.
Świat płacze.



Masakra. Ten rozdział mnie doszczętnie wypłukał z emocji.
jedno wam powiem. TO NIE JEST KONIEC!
Spotykamy się jeszcze za tydzień. 
Nie zostawiajcie mnie, zostańcie do końca. 
Za tydzień wszystko się wyjaśni. :)

Nie potrafię napisać nic więcej, to opowiadanie jest najbardziej emocjonalne, jakie kiedykolwiek pisałam. Mam nadzieję,że tam u góry jest zadowalająco. 

 Kocham was i dziękuję, że nadal tu jesteście. <3
Wasza Joan.

niedziela, 9 marca 2014

Łza czwarta.


Nie martw się, proszę.
Wszystko skończy się.
 Prędzej i mocniej.
Odwaga zabija mnie.
Nic się nie stało.
Przecież dobrze wiesz.
Oddałam wszystko,
żeby wszystko mieć...

Miłość. Czym jest miłość? Piękne uczucie, prawda? Synonim szczęścia, spokoju, spełnienia. Splecione ręce, ciepłe ramiona, gorące pocałunki. Łamane obietnice, ranione serce, potęgujący się ból. Tęsknota, pragnienie, namiętność... Krzyk, panika, obłęd, roztrzaskane serce. Cierpliwość, łaska, prawda. Ból, kłamstwo, brak chęci do życia. Powolne, bolesne umieranie. ON.

Szczęście. Czym jest szczęście? Blaskiem słońca o poranku, rześkim powietrzem, śpiewem ptaków? 
Dwa słowa. Dwa największe przyziemne pragnienia każdego człowieka. Wedle utartych poglądów, jedno wiąże się z drugim. Ale czy aby na pewno? Czy miłość zawsze będzie szczęśliwa, a szczęście zwieńczone miłością?

Siedziała na zimnym parapecie, uśmiechając się smutno. Rozmyślała. To chyba jedyne, co ostatnimi czasy jej wychodziło. Mogła jedynie myśleć, rozpamiętywać, rozdrapywać stare rany. Nie była zdolna do normalnego funkcjonowania. Nikt nigdy nie będzie wiedział, co czuła, póki sam nie przeżyje tego samego. Tu nie działają puste słowa "będzie dobrze", tu nie pomagają poklepywania po plecach, chusteczki, żyletka. Na to nie ma lekarstwa. Zraniona miłość to śmiertelna choroba, która z każdym dniem przybliża cię do nieuchronnego końca. 

Krzyczała od dawna, ale nikt nigdy jej nie usłyszał.
Tęsknota zabija. Tęsknota boli. Tęsknota jest wierna, nigdy nie odchodzi. Zawsze jest przy tobie, w każdej możliwej sekundzie, przypominając ci, jak bardzo kochałeś, jakie wielkie było uczucie, którym darzyłeś drugą osobę. Już wiesz co to cierpienie? Tęsknota równa się okaleczonemu sercu, wystawionemu na milion prób. Nie odstępuje cię na krok. Utożsamia się z tobą, tworząc związek rozpaczy. 

Uczucia zabijają. Wyniszczają od środka, skazując na wieczne katusze. Nie ma czegoś takiego jak "piękne uczucia", nie ma. Dobro zabija równie bardzo, jak zło. Powoli, subtelnie, z nutką obojętności. Nigdy się od tego nie uwolnisz... ewentualnie, kiedy w końcu ze sobą skończysz. 

 Przez głowę przenika jej tamten wieczór. To wtedy miała ze sobą skończyć. Ta pora, podczas której zatraciła całe swoje życie w jednym pragnieniu. Umrzeć. Jedyna rzecz, jakiej wtedy pragnęła. 
Od tego wydarzenia minął niespełna miesiąc. 30 dni od spotkania z Nicolasem. 30 dni... teoretycznego bezpiecznego funkcjonowania?
Inaczej tego nazwać nie można. Siatkarz nie zostawił jej sytuacji w stanie, w jakim ją zastał. Każdego dnia próbował wyciągnąć ją z tego bagna. Dawał od siebie więcej, niż potrafiła przyjąć. Więcej, niż potrafiła zrozumieć. W końcu tyle czasu nikt się nią nie interesował. Nikt jej nie kochał. Aż tu nagle ktoś chciał jej pomóc... Minęło wiele czasu, by w końcu się do tego przekonała.
Ale nigdy nie czuła się w pełni dobrze. To nigdy nie odejdzie. Nigdy nie będzie czuła się szczęśliwa.

Nieuchronnym było to, że nie w pełni świadomie pozwoliła mu się do siebie zbliżyć. Nie zauważyła tego od razu. Gdzieś w głębi serca jej to pasowało, dawało jakąś namiastkę ciepła, normalności. 
Jednak przyszedł dzień, kiedy obie spragnione miłości dusze zatraciły na moment zalążek zdrowego myślenia. Właściwie ta czynność została wyrzucona w zakurzony kąt. Kto by w takiej sytuacji myślał? Z pewnością nie ona. Ani on.
 Oddali się głupiej, żerującej na uczuciach chwili. 
Pocałowali się.

Tym samym psychika Jaśminy uległa destrukcji. 


Witam wszystkich!:)
Przed nami łza czwarta.
Ja wiem, że może nie każdemu odpowiadają te emocjonalne opisy i brak dialogów, ale...
Tak miało być, od samego początku tak to miało wyglądać, 
więc również tak to się skończy. 
Bo koniec się zbliża. Albo za tydzień, albo za dwa. 
Mam cichą nadzieję, że zostaniecie tu ze mną do wyżej wymienionego.:)

Życzę wam słonecznego tygodnia!
Wasza Joan.

A tu już niedługo prolog: Kadziewicz i Pliński 
|ASK|Duet|