piątek, 31 stycznia 2014

Łza druga.



Trzymaj moje dłonie, czuję, że tonę, tonę bez Ciebie.
I moim zdaniem, wszystko jest do niczego, do niczego bez Ciebie.
Gdybyś tylko mógł mnie ocalić.
Tonę w wodach mojej duszy...

Chciała to zrobić. Pierwszy raz w życiu chciała ze sobą skończyć. Uznała śmierć za jedyną możliwą formę ucieczki. Nie chciała odczuwać tego paraliżującego umysł bólu. Miłość była zabójczym uczuciem. Powodowała niewyobrażalnie wielki ból, przeszywający całe jej wnętrze. Dławi się nią, każdy oddech jest cięższy, krztusi się zbawiennym tlenem. Dlaczego? Bo drastycznie ogromna tęsknota za Argentyńczykiem nie pozwala jej na normalne funkcjonowanie. Miłość przyszła do niej szybko. Równie szybko ją zniszczyła. A teraz? Teraz ją zabije. 

Są takie chwile, kiedy nawet łzy nie dają tak potrzebnego ukojenia. Nie ma nic. Jest pustka. Chciałaby, żeby tu przyszedł. Odwiódł ją od tego chorego pomysłu, wziął w ramiona, zabrał z tego parszywego miejsca. Otarł jej mokre policzki, pocałował w czoło i powiedział, że będzie dobrze. Ale on tu nigdy się nie pojawi. Już nigdy go nie zobaczy. Nigdy nie spojrzy w jego piwne tęczówki, nigdy nie usłyszy jego głosu, tak przyjemnego dla uszu..

Czy to koniec? Czy to wszystko tak się skończy? Umrze wraz z tym rozczarowującym uczuciem, że pomimo jego błędów, pomimo ran, jakie jej zadał, ona wciąż go kochała. Tęskniła. Pragnęła go. Chciała mieć go obok siebie. Marzyła, by zasypiać w jego ramionach, budzić się każdego dnia u jego boku, mieć wiecznie przed oczami jego uśmiech - lek na zło całego świata...

Coś blokowało ją przed zakończeniem tej historii. Coś nie potrafiło jej tak po prostu oprzeć się o tą zardzewiałą barierkę i spaść w ciemną toń. Zachłysnąć się darem życia i osunąć  w otchłań. To przecież takie łatwe. Głos w głowie krzyczy niemiłosiernie, nawołując: "Skacz! Skacz! Skacz! Nie masz nic do stracenia. Skacz!"
Tak łatwo się poddać? Tak po prostu?

A teraz tak bardzo potrzebuję, żeby ktoś mnie przytulił,
przytulił i nic nie mówił.
Chcę wiedzieć, że ktoś jest obok, chcę móc wypłakać się i opowiedzieć, jak bardzo jest mi źle.
Bo jest źle, tak cholernie pusto i smutno.

Osuwa się na brudną ziemię. Siedzi na zimnym podłożu i odkrywa materiał bluzy, by spojrzeć na mniej lub bardziej widoczne rany na przedramieniu.
- Walczyłam... - mówi cicho, delikatnie wodząc palcem po wciąż szczypiących bliznach. Jej policzki ciągle spowite są łzami, a w głowie przelatują wspomnienia z okresu, kiedy naprawdę była szczęśliwa. A teraz? A więc po to żyć? Żyć, by na nowo odkrywać stare blizny, siedzieć w przeszłości? Żyć, żeby cierpieć?

Ile warta jest miłość? Ile warte jest to uczucie, tak silnie destrukcyjne i równie piękne? Jaka jest cena miłości? Chyba mogła już sobie odpowiedzieć na pytanie. Czasem ceną za miłość jest cierpienie.
- Jaśmina? - czyjś głos oderwał ją z tych paskudnych rozmyślań.
Naprawdę?



Urywek drugi. :)
Będzie tak monotonnie i z wiecznymi rozmyślaniami. Będzie.
Ma tak być. :)
 Wybaczcie, że dopiero teraz, ale nie było mnie w domu.
Kolejne rozdziały będą pojawiać się w piątki.

Ładną mamy grupę na MŚ, co? :)

Buuuziaki:*

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Łza pierwsza.



Tak bardzo chciałbym, żeby jutro mogło się to zmienić.

Cierpiał. Jak bardzo? Cholernie mocno. Wiedział, że cierpi ze swojej winy. Gdyby jakiś czas temu nie popełnił tego okropnego błędu, dziś byłby szczęśliwy. Jego rozpacz osiągnęła apogeum, kiedy po zmianie klubu i przechadzki po nowym, polskim mieście, spotykał ją. Tak, widział jej podkrążone oczy, zapadniętą twarz. Widział, jak przemierzała bełchatowskie chodniki szybkim krokiem, nie zwracając uwagi na cokolwiek. Myślała, że jej nie widzi. Ale zanim zdążył zastanowić się nad jakimkolwiek ruchem, znikała. Pochowała już cię w swojej świadomości, próbując żyć dalej. Ale czy jej się udawało? Oddałby wszystko, żeby dowiedzieć się, jak sobie radzi. Oddałby jeszcze więcej, aby zapewnić jej szczęście. Jednak co mógł zrobić? Mógł jedynie cierpieć, wiedząc, że zniszczył jej życie. 

Nie ma Cię gdy moje życie spada w dół,
nie ma Cię gdy wszystko łamie się na pół.
Nie ma Cię i nie wiem już gdzie jesteś, ale dobrze,
że nie wiesz co u mnie, bo pękłoby Ci serce.

Płakała. Jak często? Praktycznie cały czas. Wylewała swój ból poprzez hektolitry łez, nie potrafiąc pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Nie dawała rady. Nie chciała żyć bez jego osoby. Nie mogła znieść jego widoku. Dławiła się własnym oddechem. Chciała po prostu odejść, przestać czuć, cierpieć. Nie miała już siły na kolejne dni, brakowało jej odwagi na wychodzenie z domu. Jej przeguby pokrywały świeże rany, będąc przedłużeniem starych blizn. Nie można zliczyć, jak często słone łzy rozcieńczały szkarłatną ciecz. Nie wytrzymywała. Ból przestał dawać jej ukojenie. Nie pozwalał już jej na błogie odprężenie psychiczne, nie. Tęskni za nim i to ją zabija. 

Pewnego dnia nie wytrzymuje tego cholernego poczucia samotności, braku jego osoby. Jest noc, ciemna, bezwietrzna noc. Gwiazdy tańczą na niebie, a w powietrzu unosi się orzeźwiający zapach po jesiennym deszczu. Można rzec, piękna aura. Idzie powolnym krokiem, delektując się.. ostatnimi minutami życia. Wędruje na opuszczony most, a bynajmniej na taki, którym mało kto się przechadza o północy. Opiera się o zardzewiałą barierkę, oddzielającą ją od ciemnej toni rwącej wody.
- Przepraszam każdego, kogo zraniłam. Przepraszam wszystkich, których zawiodłam. Przepraszam przyjaciół, których odrzuciłam. Przepraszam bliskich, których zostawiłam. Przepraszam tych, którzy cierpieli z mojego powodu. Przepraszam cię Facundo, za to, że cię kochałam. - mówi cichym głosem i coraz zuchwalej opiera się o barierę. - Przepraszam was wszystkich...  



PRZEPRASZAM ZA ZWŁOKĘ.
Szkoła mnie ostatnio dobiła i nie miałam nawet czasu na cokolwiek.
Ale już ferie, także przybywam:)

Co do kolejnego rozdziału to myślę, że pojawi się w okolicach środy/czwartku.
Mam ferie, wyjeżdżam. Potem już postaram się regularnie.

Mam nadzieję, że ktoś to czyta. 

Buziaki, 
Joan.

 

środa, 1 stycznia 2014

Łza zerowa.



Kochała. Jak bardzo? Chciałoby się rzec, że nie widziała poza nim świata. Żyła z dnia na dzień, budząc się i zasypiając u jego boku. On pokazał jej najpiękniejsze aspekty istnienia, ona dała mu swoją miłość. On pokochał ją i jej wady, ona zaakceptowała jego ciężką sportową harówkę. Codziennie dawała mu siłę do walki, do kolejnych treningów, do polepszania swoich i tak już wielkich umiejętności. On wspierał ją w każdej życiowej chwili, próbując jakkolwiek zniwelować problem, jakim były ich odmienne narodowości. Ona zakochała się w nim bez pamięci, nie zważając na trudności językowe. On uczynił to samo. Idealnie się uzupełniali. Ona dla niego oddałaby życie, on dla niej skoczyłby z dziesiątego piętra. A przynajmniej wtedy by to uczynił... Jeden błąd i utracił jej radosną postać u swojego boku. Jeden nieprzemyślany krok we mgłę i wszystko, co udało im się razem stworzyć, upadło z hukiem. Znikło, po prostu. Wraz z jej osobą.

Drogi Facundo,
nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w stanie to napisać, ale zapomnij o mnie. Nie pisz, nie dzwoń, nie próbuj szukać mojej osoby. Jeżeli nadal ci na mnie zależy, to odejdź, po prostu odejdź. Zostaw mnie. Nigdy o tobie nie zapomnę, ale również nie potrafię znieść bólu, jaki mi zadałeś. Nie piszę tego, żeby dać ci jakąkolwiek nauczkę. Piszę to, żeby zacząć życie z nową kartą. Życie już bez ciebie.
Jaśmina

Nie wiedziała co bardziej ją bolało. To, że została zraniona, czy pisanie tego listu. Kochała go, tak bardzo, że nie potrafiła zniknąć bez słowa. Spakowała się, świstek papieru okraszony pojedynczymi łzami wsunęła do koperty i zostawiła na stole. Wyszła. Odeszła. Wróciła do swojego kraju, próbując żyć jak gdyby nic się nie wydarzyło. Próbowała. Zmieniła wszystkie dane kontaktowe, można rzec, że rozpoczęła nowe życie. Do czasu. Do czasu, kiedy pewnego dnia robiąc zakupy w jednym ze znanych supermarketów nie zobaczyła jego osoby. Jego osoby z uwieszoną ramienia blondynką. Dopóki z jej ust nie wydostał się histeryczny krzyk, dopóki nie znalazła się w swoim mieszkaniu i pierwszy raz się nie okaleczyła, dopóki to wszystko się nie wydarzyło... było dobrze. Ale potem już nie. Potem już było coraz gorzej.

Nie widział jej wtedy. Był zbyt zajęty swoją nową drugą połówką. I to było nawet dobre dla niej. Tylko dlaczego potem spotykała go na każdym kroku? Dlaczego za każdym razem, kiedy ich wzrok się spotykał uciekała, nie zważając na jego zaskoczenie i nawoływania? Bo nie radziła sobie z tym. Nie potrafiła pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Nie potrafiła spojrzeć na niego bez wspomnień. Nie potrafiła znieśc mysli, że tak łatwo zastąpił ją kimś innym.

Okaleczała się. Niczym młoda, nieszczęśliwie zakochana nastolatka, szukała ukojenia w bólu fizycznym. Nie potrafiła zliczyć, ile razy jej łzy mieszały się z bordową cieczą spływającą po jej nadgarstkach. Nie potrafiła tak po prostu żyć z tym, że ktoś wypełnił jej miejsce u jego boku.

Za bardzo cierpiała. Cier­pienie wy­maga więcej od­wa­gi niż śmierć. A tej odwagi zaczynało jej brakować.


ZWARIOWAŁAM!
Zaczynamy jazdę bez trzymanki, pisanie dwóch blogów na raz. 
Mam zamiar to w końcu napisać do końca, także powinno być dobrze.
Krótko będzie, od razu mówię.
przepraszam, że tak słabo
|ASK|Dryja|Duecik|Kadziewicz i Pliński

+zapomniałam napisać, widzimy się w środy!:)