Kochała. Jak bardzo? Chciałoby się rzec, że nie widziała
poza nim świata. Żyła z dnia na dzień, budząc się i zasypiając u jego boku. On
pokazał jej najpiękniejsze aspekty istnienia, ona dała mu swoją miłość. On
pokochał ją i jej wady, ona zaakceptowała jego ciężką sportową harówkę.
Codziennie dawała mu siłę do walki, do kolejnych treningów, do polepszania
swoich i tak już wielkich umiejętności. On wspierał ją w każdej życiowej
chwili, próbując jakkolwiek zniwelować problem, jakim były ich odmienne narodowości.
Ona zakochała się w nim bez pamięci, nie zważając na trudności językowe. On
uczynił to samo. Idealnie się uzupełniali. Ona dla niego oddałaby życie, on dla
niej skoczyłby z dziesiątego piętra. A przynajmniej wtedy by to uczynił...
Jeden błąd i utracił jej radosną postać u swojego boku. Jeden nieprzemyślany
krok we mgłę i wszystko, co udało im się razem stworzyć, upadło z hukiem.
Znikło, po prostu. Wraz z jej osobą.
Drogi Facundo,
nie sądziłam, że
kiedykolwiek będę w stanie to napisać, ale zapomnij o mnie. Nie pisz, nie
dzwoń, nie próbuj szukać mojej osoby. Jeżeli nadal ci na mnie zależy, to odejdź, po prostu odejdź. Zostaw mnie. Nigdy o tobie nie zapomnę, ale również nie potrafię znieść bólu, jaki mi zadałeś. Nie piszę tego, żeby dać ci jakąkolwiek nauczkę. Piszę to, żeby
zacząć życie z nową kartą. Życie już bez ciebie.
Jaśmina
Nie wiedziała co bardziej ją
bolało. To, że została zraniona, czy pisanie tego listu. Kochała go, tak
bardzo, że nie potrafiła zniknąć bez słowa. Spakowała się, świstek papieru
okraszony pojedynczymi łzami wsunęła do koperty i zostawiła na stole. Wyszła.
Odeszła. Wróciła do swojego kraju, próbując żyć jak gdyby nic się nie
wydarzyło. Próbowała. Zmieniła wszystkie dane kontaktowe, można rzec, że
rozpoczęła nowe życie. Do czasu. Do czasu, kiedy pewnego dnia robiąc zakupy w
jednym ze znanych supermarketów nie zobaczyła jego osoby. Jego osoby z
uwieszoną ramienia blondynką. Dopóki z jej ust nie wydostał się histeryczny
krzyk, dopóki nie znalazła się w swoim mieszkaniu i pierwszy raz się nie
okaleczyła, dopóki to wszystko się nie wydarzyło... było dobrze. Ale potem już
nie. Potem już było coraz gorzej.
Nie widział jej wtedy. Był zbyt
zajęty swoją nową drugą połówką. I to było nawet dobre dla niej. Tylko dlaczego
potem spotykała go na każdym kroku? Dlaczego za każdym razem, kiedy ich wzrok
się spotykał uciekała, nie zważając na jego zaskoczenie i nawoływania? Bo nie
radziła sobie z tym. Nie potrafiła pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Nie potrafiła spojrzeć na niego bez wspomnień. Nie potrafiła znieśc mysli, że tak łatwo zastąpił ją kimś innym.
Okaleczała się. Niczym młoda,
nieszczęśliwie zakochana nastolatka, szukała ukojenia w bólu fizycznym. Nie
potrafiła zliczyć, ile razy jej łzy mieszały się z bordową cieczą spływającą po
jej nadgarstkach. Nie potrafiła tak po prostu żyć z tym, że ktoś wypełnił jej
miejsce u jego boku.
Za bardzo cierpiała. Cierpienie wymaga więcej odwagi niż
śmierć. A tej odwagi zaczynało jej brakować.
ZWARIOWAŁAM!
Zaczynamy jazdę bez trzymanki, pisanie dwóch blogów na raz.
Mam zamiar to w końcu napisać do końca, także powinno być dobrze.
Krótko będzie, od razu mówię.
"Może będę pierwsza" - pomyślała.
OdpowiedzUsuńKochana Asiu, siostro ty moja niewiarygodnie walnięta, której zawsze będę bronić, bo w końcu jesteś moją (niewiele) młodszą siostrzyczką, życzę Ci na tym blogu... Dużo Facundo i Nico, ogrom wygranych przez Skrę meczy i nieopuszczającej Cię weny. Obyś skopała tyłki wszystkim bloggerkom siatkarskim, bo ode mnie już i tak jesteś lepsza.
high five! Zuza :D
Zostaję tu i już wiem, że nie będę tego żałować ;) Uwielbiam Nico i Facundo, w dodatku Ty tak świetnie piszesz, że można by rzec, że jest to duet doskonały ;) Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział, a na Nowy Rok chciałabym Ci życzyć przede wszystkim mnóstwa weny! Pozdrawiam ciepło :D
OdpowiedzUsuńO rany, będę. Będę do końca.
OdpowiedzUsuńBoże święty, jakie to jest piękne.
OdpowiedzUsuńIle Jaśmina przeżyła bólu przez to wszystko, przez tą pieprzoną miłość, która niby jest piękna, a tak cholernie nas rani. Nie jestem w stanie tego pojąć,
Mam nadzieję, że więcej nie będzie musiała patrzeć jak jej brunatna krew wypływa z żył, by nie musiała tego robić, bo będzie po prostu szczęśliwa.
'Czasami w naszym życiu przytrafiają się takie chwilę, chwile które powinny być zdecydowanie nieulotne. Chcesz zarejestrować w swoim mózgu każdą milisekundę tego momentu, każdy drobny szczególik. Chcesz pamiętać wszystko krok po kroku
Serdecznie zapraszam na ciąg dalszy losów Piotrka i Leny
http://blekitneoczy1.blogspot.com/2014/01/four.html
Pozdrawiam Ania
Mówiłam? Mówiłam ,że jest świetne, a Ty nie wierzyłaś! :P
OdpowiedzUsuńTo straszne ile bólu potrafi czasem zadać osoba ,która kochamy i to dość nieświadomie. Dziwi mnie jej decyzja o rozstaniu, więc nie powinna tak reagować, ale widać gołym okiem ,że go dalej kocha i nie dziwne ,że nie potrafiła znieść jego widoku z inną. I właśnie przez to ,że sobie z tym nie radzi ucieka w okaleczanie się. Jak to się skończy? Za cholerę nie wiem, ale wiem jedną rzecz. Będę do końca!
Ściskam ♥
Zostaje! Zapowiada się naprawdę ciekawie...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny.
Pozdrawiam :*
Biedna Jaśmina, ile musi wycierpieć, nawet sobie tego nie wyobrażam. A on?? Skoro tak kochał, to dlczego jej nie szukał, dlaczego pozwolił odejść, dlaczego zranił,,, i jak mógł pokochać inną.... Czasami kochając kogoś musimy wycierpieć więcej niż miłość jest tego warta, bo ona kocha, kocha i cierpi, boli ją serce i jeszcze sama sie okalecza, a wszystko przez to cholerne uczucie. Czekam, czekam na olejne rozdziały. Villia
OdpowiedzUsuńDziś już pt. Czekamy na rozdział :) Villia
OdpowiedzUsuńWspółczuję Jaśminie. Okaleczenie daje ukojenie tylko do pewnego momentu, a później samo staje się problemem. Jaśmina potrzebuje osoby, która kopnie ją w tyłek i przywróci do życia. Sama sobie nie poradzi, szczególnie, że Facundo wcale jej w tym nie pomaga.
OdpowiedzUsuńZapraszam na trojkę: http://smak-klamstw.blogspot.com/
Całuję :*
super no jak kazdy twoj blog <3
OdpowiedzUsuń